napisał: Piotr Wojtkowski

Dugga i Bulla Regia


W Tunezji chrześcijaństwo było bardzo krótko. Nie dotrwało do Średniowiecza. Około roku 670 tereny obecnej Tunezji zostały podbite przez Arabów i do dzisiaj żyją obok siebie Berberzy, Beduini i Arabi.

Highslide JS Highslide JS Dlatego też zachowało się sporo zabytków po Imperium Rzymskim. Wybraliśmy się (Pani Ela i ja) pooglądać niektóre z nich.

Rankiem, nie czekajęc na hotelowe śniadanie, jemy w pokoju, robimy kanapki i w drogę! Trzeba dojść do "Station Louage", a to ze trzy kilometry. Z takswek wolimy nie korzystać, bo czasami robimy się bardzo oszczędni...

Rankiem Sousse jest w miarę czyste. Właściciele sklepów sprzątają przed swoimi wejściami. Polewają wodą... Idąc na skróty, zawadzamy o miejscową kawiarenkę. Zawsze otwartą.

Kawa po 300 milimów. Nie dość, że tania, to aromatyczna i smaczna. Jesteśmy jedynymi klientami, więc zostajemy szybko obsłużeni. Po kawie, pani Ela dostaje energii i łatwiej docieramy na dworzec. Station louage.

Szukamy właściwego busika. Pełno ludzi i samochodów. Odjeżdżają w różnych kierunkach po całej Tunezji... Nadzorcy wykrzykują nazwy miast. Słucham i słucham, ale nie słyszę "DUGGA". Wreszcie pytam: Dugga? I to było dobre!!! Od razu skierował do odpowiedniego busika i wrzucił plecaki do bagażnika. Również wytłumaczył na migi, że mam kupić bilet w kasie.

Ciężko było, ale się dogadałem. Dumny, z biletami wracam do busika. Pani Ela już siedzi w środku. Z tyłu. Przy oknie. Mnie sadzają obok, tak aby żaden obcy nie dotykał, nie swojej kobiety. Nie powiem, podoba mi sie to! Dzielę się wrażeniami z Panią Elą, ale nie znajduję zrozumienia. Inny kraj, inne zwyczaje, niektórym ciężko się przestawić!

Highslide JS Highslide JS Trzeba pamiętać o różnych sprawach. Lewa ręka jest nieczysta, nic się nie podaje lewą ręką, nie płaci się lewą ręką, najlepiej byłoby ją odciąć, ale jak się wtedy podmywać?! Szokiem był dla nas brak papieru toaletowego w publicznych toaletach. Starałem się omijać te przybytki, zresztą jestem trochę inaczej zbudowany niż Pani Ela, więc mam inne potrzeby i możliwości...

Czekamy, aż busik ruszy... Po dwóch kwadransach był pełen i pojechaliśmy.

O godzinie 9.30, po półtorej godzinie jazdy, mały postój w El Fachs. Pasażer wysiadł i czekamy na chętnego. Długo żeśmy nie czekali... Zaraz się znalazł.

Jedziemy przez środek Tunezji. Zupełnie inaczej wygląda niż wybrzeże. Teraz rozumiem, dlaczego Tunezję nazywano "spichlerzem Rzymu"... Gaje oliwne. Uprawne tereny. W ocienionych dolinach (bo teren jest pagórkowaty), widać, że rośliny mają dobre warunki do rozrostu. Wreszcie o 11 jesteśmy w Teboursouk.

Do Duggi tylko kawałeczek. Dziesięć minut... Jazdy samochodem. Chętnych do dowózki jest sporo, ale chcę 15-20 dinarów. Wściekam się itłumaczę, że tyle, to ja nawet za dojazd z Sousse nie zapłaciłem! Wreszcie jeden się godzi za 5 dinarów dowieźć i zostawić. Co tam, później będziemy martwili się o powrót! Jedziemy! Pod samą bramę wykopalisk dojeżdżamy o 11.30. 27 dinarów za dwie osoby z Sousse do Duggi! Nieźle! Jeszcze, tylko po 3 TND za wejście na teren wykopalisk i już!!!

Pani Ela potrzebuje kawy! Nie ma problemu. Nogi same ją prowadzą do właściwego miejsca. Highslide JS Highslide JS Przypomina mi się Sousse, gdzie ze świeżo poznanymi krajanami, chcieliśmy pogadać i wymienić wrażenia. Najlepiej przy kawie w jakiejś kawiarence. Teren nieznany, ale wystarczyło poprosić aby Kawowa Pani zaprowadziła do kawopoju, to na nos doprowadziła. przeszła przez ulicę, weszła w zaułek i po jakiś 10 metrach, można było usiąść i się delektować... Teraz tak samo!

Tyle, że kawa po dinarze i jakaś, taka bardziej mlekowa, niż kawowa. U mnie. Poszedłem i zrobiłem awanturę! Po polsku, oczywiście. Jakie inteligentne ludzie!!! Zaraz zrozumiał! Dostałem kawę kawową. Wracam do stolika, a Pani Ela karmi koty. Naszym śniadaniem! Już jedną bułkę zeżarły i zaczynają drugą. Na moją sugestię, że mamy długi dzień i nie wiadomo co będzie, usłyszałem, że jestem bez serca, bo to jest koteczka z dzieckiem i są głodne, chude i trzeba im pomóc... Pomogła drugą bułką, aż się ochwaciły...

Ze świeżą energią idziemy na zwiedzanie miasta. Jest ono pięknie usytuowane.. Na wzgórzu, tak z 500-600 metrów nad równiną. Widok rozciąga się na poniżej położone plantacje oliwek i pola. Miasto zajmuje powierzchnię, jakiś 4 kilometrów kwadratowych. Sami sobie chodzimy i oglądamy.

Nauczony przykładem kawiarni, proponuję przysiąść i skończyć, to co ocalało od kotów. Siadamy na zwalonej kolumnie, u podnóża jakiś ruin i jemy, to co zostało. Po bułce. Dobrze, że herbaty nie chciały!

Highslide JS Highslide JS Nagle słychać dzwoneczki. Miejscowy pasterz pasie owce. W ruinach! Chodzą i wyskubują mizerniutką trawę spomiędzy zwalonych kolumn, ruin...Zaduma. Jaka zmiana losu! Miasto, swego czasu potężne, bogate, teraz służy jako miejsce wypasu owiec...

Miasto jest dosyć rozległe i ma, to wszystko, co miasto mieć powinno. Teatr, świątynie i burdel. Z tym ostatnim, to były trochę problemy ze znalezieniem, bo wspaniałe kamienne fallusy zostały pokradzione, lub rozbite, ale dla chcącego... I ciekawego! Do świątyni też trafiliśmy.

U jej podnóża, na schodach siedział sobie stary Arab z kotem. Przytuleni do siebie. Chyba mu się nudziło, bo kiedy nas zobaczył, rozjaśnił się i podszedł. Kot za nim. Coś po swojemu zagadał, a nie mogąc się porozumieć, wyjął mi z ręki aparat i wgonił na schody. Kliknął fotkę i zadowolony, znowu przysiadł. Z kotem.

Poszliśmy dalej... Pogoda się zmieniła i zaczął padać deszczyk. Dobrze, że przy teatrze były różne wnęki, to się schowaliśmy. Z góry mieliśmy piękny widok na całą okolicę. Tutejsi mieszkańcy umieli planować!

Wreszcie po jakiś dwóch, trzech godzinach łażenia i podziwiania, mamy dosyć. Zresztą robi się późnawo, a przed nami jeszcze zejście do Teboursouk i droga do Beji, gdzie chcemy przenocować. Żegnamy Duggę i schodzimy... To tylko, jakieś pięć kilometrów, a do tego w dół, więc nie będzie problemów. W dodatku piękna okolica, a deszczyk przestał już siąpić.

Highslide JS Highslide JS Ponieważ Dugga leży dosyć wysoko nad równiną, więc nie nudzi się nam. Schodzimy zakosami po dość stromej, szutrowej drodze. Z prawej stromawa skarpa, a z lewej strony, bardziej płogie pastwiska. Dla owieczek. Mijamy pasterza, który pędzi stadko.

Jeden mały baranek oderwał się od stada i podbiegł do nas. Coś powiedział po swojemu i pobiegł do psów. Tym napyskował. Tylko osobnik płci męskiej może być taki ciekawy świata, a co za tym idzie inteligentny. Trzeba było, to zachować dla siebie, a nie dzielić się swoimim wnioskami... Tak oto zostałem męską, szowinistyczną świnią!

Czasami mijamy samotne zagrody i budynki mieszkalne. Cały czas coś się dzieje. A to dzieciarnia wybiegnie pooglądać dziwnych, białych ludzi z plecakami, a to minie nas kierdel owiec... W oddali widzimy miasteczko, do którego idziemy. Jeszcze kawał drogi!

Jedzie traktor z przyczepą. Pani Ela przybrała na lico uśmiech numer trzy i machnęła łapką. Zatrzymał się!!! Takim autostopem, to jeszcze nie jechałem! Szedł, jak burza! Przyczepa podskakiwała, a my razem z nią. Cały czas na podkulonych nogach, w przysiadzie... Obok szalonego trktorzysty siedział chłopak, który co jakiś czas sprawdzał, czy jeszcze jesteśmy.

Jak dobrze było zejść na miejscu! Rozprostować nogi! Stanąć na stabilnym gruncie! Czekolada dla kierowcy, za to, że nas nie pogubił i cało dojechaliśmy! Highslide JS Highslide JS Po tylu wrażeniach należy nam się kawa!

W mieście, nieco żeśmy pobłądzili, zanim znaleźliśmy przystanek louageów. Ale dzięki miejscowym, dla których, chyba było rozrywką, tłumaczenie cudzoziemskim niemotom, gdzie mają iść, trafiliśmy! Z Teboursouk do Beja (Bedżia) jest stosunkowo niedaleko, jakieś 70 kilometrów.

Późnym popołudniem jesteśmy na miejscu. Ze stacji busików pokazali, w którą stronę trzeba iść do miasta, więc poszliśmy.To było naprawdę niedaleko.Tylko, jakieś trzy kwadranse spacerkiem. Pani Ela rwie na kawę, ale najpierw trzeba załatwić nocleg.

Pytamy się o hotel. Niestety, po angielsku bardzo niewiele osób mówi. Z obcych języków, króluje francuski. Właściwie, to Tunezyjczycy są dwujęzyczni. Arabsko-francuscy. Po kilku próbach wytłumaczenia nam drogi, młody Bejanin, doprowadził nas pod drzwi hotelu. Trzygwiazdkowego. No cóż, na bezrybiu ... Już nie szukamy bezgwiazdkowca, bo i trochę późnawo, a i trzeba obejrzeć miasto.

Środek kraju. Jesteśmy oglądani ze zdziwieniem, pewnie rzadko widzą tutaj turystów. Najpierw obiadek, a następnie zwiedznie...sklepów. Pani Ela kupuje jakąś szmatę. W Indiach, byłoby to sari, tutaj nie wiem. Płacimy w kasie, przy której siedzi młoda mężatka z dłońmi, pomalowanymi w piękne wzorki. Ale bez chusty. Kobiet na ulicach sporo i przeróżnie poubieranych, tradycyjnie i po europejsku. Część w chustach, część z odkrytymi głowami .

Trafiamy na bazarek, gdzie kupujemy pomarańcze. Zupełnie inny smak, niż u nas! Highslide JS Highslide JS No i dużo tańsze! Wchodzimy do kawiarni, gdzie przy bufecie stoi stary (w wieku późnośrednim) Arab. Kiedy nas zobaczył, zaprezentował pełny garnitur zębów. Właściwie, to nie dla nas, ale dla Pani Eli. Szczeżył się do niej cały czas, kiedy piliśmy kawę. Na pożegnanie, przyłożył rękę do serca i ukłonił się. Zapewne wspominał stare czasy, kiedy rządzili Francuzi...

Rankiem, po kilku próbach, wreszcie udało nam się dobudzić stróża i wyjść z hotelu. Szarówka. Pani Ela znowu usiłuje prowadzić. Tym razem dobrze pokazywała.

Zaczepiłem pętającego się gliniarza i spytałem o drogę. Potwierdził wytyczony Panią kierunek! Długo się za nami patrzył... Widać było, że myślał...

Ładujemy się do louagea i jedziemy do Jendouba. Szybko poszło! Wszyscy zadowoleni, że tak szybko udało się wyjechać! Gadają jeden przez drugiego, śmieją się do siebie... Atmosfera rozluźniona i przyjazna wszystkim! Wyjeżdżając z miasta, busik gwałtownie hamuje i zjeżdża na pobocze.

Cisza, jak makiem zasiał! Gdzie podziała się życzliwość i radość!? Stajemy. No i wiadomo! Policja. Trzech rosłych chłopów i policja - samiczka. Specjalnie dla Pani Eli!!!Czekali na nas. Gęby srogie, napięte... Diabli wiedzą, czego się spodziewali! Dajemy paszporty. Oglądają naszego Orła Białego i aż mi przykro, że nie jesteśmy szpiegami... Takie zmartwione twarze! W oczach ich wyraz się zmienił! Jedziemy dalej zostawiając zmartwionych policjantów.

Z Jendouba do Bulla Regia dojeżdżamy taksówką. Kosztowało to, ze trzy dinary. Wysiadamy przed bramą na teren wykopalisk. Highslide JS Highslide JS

Pusto. W kasie kupujemy bilety, od razu kasuje sprzedający. Pewno, nikogo nie ma, więc po co ma wychodzić. Podchodzi do nas młoda dziewczyna i pyta, czy nie chcemy przewodnika. Po Dugdze, wiemy, że lepiej wziąć. Krótki targ i za 10 dinarów zgadza się oprowadzić.

Wreszcie Pani Ela może się nagadać z kobietą! Troszkę tłumaczyła, więc i ja się co-nieco podowiadywałem...

Panie idąc wolno wymieniały poglądy na życie, teściowe i ogólnie dzieliły sie doświadczeniami... Przewodniczka żaliła się, że jest niemile widziana, przez rodzinę swojego przyszłego męża. Pochodzi z tak zwanej "gorszej sfery".

Pani Ela pouczyła ją jak jest u nas. Bardzo się spodobało! Niestety, dopóki mieszkają w Tunezji, niemożliwym jest inne życie. Są klany. Rodziny. Bardzo powiązane i rodzinnie i interesami... Tak wymieniając wiadomości i poglądy doszliśmy do term.

Była bardzo dumna pokazując je iopowiadając, że zaprojektowała i kazała wybudować kobieta. Chyba czuła sie dowartościowana w tym miejscu. Pokazała nam również mieszkanie, a właściwie dom, w którym mieszkano w piwnicy. Latem i zimą w piwnicach, wiosną i jesienią na piętrze. Piękne pokoje wyłożone kolorowymi mozajkami. W jednej z sal twarz jakiegoś Boga. Polała wodą - chodziłem naokoło, a ON wodził za mną oczami!

System kanalizacji i wodociągi... Kibelek publiczny... Dugga była bardziej rozległa, ale tutaj czuje się mieszkańców! Highslide JS Highslide JS

Łaziliśmy tak ze trzy godziny. Raz, to mi się nawet udało zgubić, ale dosyć szybko mnie odnalazły i już byłem pilnowany. Jesteśmy zachwyceni! Pani Ela dodatkowo obdarowała naszą przewodniczkę czekoladą.

Jest wczesne popołudnie. Nosi nas. Akurat był louage do Tabarki. Wsiedliśmy i pojechaliśmy. Raptem półtorej godziny drogi. Ale jakiej! Lasy, doliny, serpentyny dróg, już ze względu na widoki, warto było pojechać!

W Tabarce poszliśmy najpierw na obiad. W garkuchni zamówiliśmy rybę. Była świeża, widziałem, jak sam szef pobiegł po nią do sklepu. Czego się nie robi dla turystów no i zarobku, oczywiście.

Zrobiliśmy sobie mały spacer nad morzem. Do dawnego Genueńskiego fortu. Było trochę wysoko, ale za to jakie widoki na miasto i morze... Co prawda brama była zamknięta, ale za 5 dinarów, cieć ją trochę uchylił i mogliśmy się wcisnąć do środka.

Czas szybko ucieka i pora wracać. Chcemy do Sousse! Wolno nam chcieć! I tyle. Przy busikach kłębi się tłum, że nie ma szans aby się dopchać. Pozajmowane wszystkie miejsca. Wypatrzył nas nadzorca!

"Turist! Turist!" Wskazał dwóch, siedzących już w busie, a tych, jakby wymiotło. Nic nie powiedzieli, tylko wyszli. Ja też się tak czasami patrzę... Ale zostali pomszczeni, bo całą drogę, a jechaliśmy przez Tunis, musieliśmy słuchać ichniego disko-polo... Nie lubię tej muzyki! Bardzo! Pani Ela również...

wróć na początek strony