napisał: Piotr Wojtkowski

AREQUIPA -KANION COLCA


30-go kwietnia czwartek

Highslide JS Highslide JS Bilety mamy, więc po śniadaniu szybciutko na dworzec autobusowy. Pierwszy raz jedziemy autobusem z dworca, więc jest to dla nas nowe doświadczenie.

Najpierw trzeba znaleźć odpowiednie stanowisko. Później oddać bagaż w odpowiednim miejscu, bo do środka wpuszczani są pasażerowie tylko z podręcznym bagażem. Wejść, również nie jest tak łatwo. Legitymują. Bilety są imienne, więc sprawdzają, czy aby ktoś się nie podszył...

Diabła tam, sprawdzają! Każde z nas miało coś tam wypisane na bilecie, co po długim dedukowaniu zostało odpowiednio zinterpretowane i właściwe bilety trafiły do właściwych osób. Nic by się nie stało, gdym miał bilet Pani Eli, czy Jacka. Myślę, że kontrolerzy mają pewne trudności z czytaniem...

W każdym razie, załadowaliśmy się wreszcie do autobusu i pojechaliśmy.

Highslide JS Highslide JS Droga była przyjemna i urozmaicona. Szczególnie w drugiej części podróży, kiedy Pani Ela musiała obsztorcować pasażera siedzącego przed nią (z Europy - zrozumiał), który tak rozłożył fotel, że leżał na jej kolanach. Zaraz potem zrobiłem małą awanturkę jego sąsiadowi, który otworzył okno i miło sobie przez nie wyglądał.

Autobus jechał z dosyć dużą prędkością, więc duło jak cholera na mnie. Po małej szarpaninie zrozumiał po polsku. Kiedyś, chyba zdrowo oberwę po łbie, ale jak na razie udaje mi się przeżyć...

Godzinkę przed końcem podróży, ujawnił się domokrążca i przemawiał długo i kwieciście, zachwalając jakieś maście (szara maść - najlepszy środek na mendy i wtedy, gdy bolą zęby). Ludzie nie pchali się z zakupami, ale i tak potrafił przekonać kilku miejscowych. Nas, czyli turystów, omijał. Highslide JS Highslide JS

Wreszcie, koło godziny 14.15 dojechaliśmy. Godnie i powoli wysiedliśmy z autobusu. Nasi sąsiedzi poczekali, aż odbierzemy bagaż i sobie pójdziemy. Nie chcieli z nami gadać!

Arequipa jest dużo niżej niż Puno, czy Cuzco bo na 2325 m npm. Można wreszcie żyć i oddychać!!! Mam bardzo dużo energii. W związku z tym Pani Ela zdecydowała wysłać mnie na sprawdzenie jakości hotelu, do którego dowiózł nas taksówkarz.

Po trzecim, odrzuconym przeze mnie, sama wzięła sprawy w swoje ręce i tak zamieszkaliśmy w hotelu Santa Teresa (110 soli za pokój trzyosobowy).

Taksówkarz był bardzo zadowolony, bo dostał sowity napiwek. Razem daliśmy jakieś 15 soli. Szybciutko się rejestrujemy, rzeczy do pokoju i na mia [Kupowanie biletów] sto! Pooglądać!

Highslide JS Highslide JS Hotel niedaleko Plaza de Armas, więc oczywiście idziemy na ten plac.

Po drodze wstępujemy do biura turystycznego, aby załatwić wyjazd do wąwozu Colca.

Słabo się dogadujemy, bo mówią tylko po hiszpańsku. Idziemy dalej, mając nadzieje, że znajdziemy jakąś agencję z bardziej komunikatywnymi ludźmi.

Na Plaza de Armas jest dużo biur. I wszędzie można się dogadać. to znaczy Pani Ela i Jacek się dogadują, ja tylko przeszkadzam, usiłując na gorąco się dowiedzieć, co nam grozi. Wreszcie mnie wygonili, więc poszedłem pstrykać fotki na plac.

Po wszystkim okazało sie, że wykupili wycieczkę do wąwozu za 28 $ plus 35 soli za wejścia i po 20 soli za obiad. Wyjazd jutro. raniutko. O 3 pobudka - wyśpimy się później, najprawdopodobniej w domu...

Highslide JS Highslide JS Najważniejsze, że wykupili również bilet do Paracas na pojutrze. Załatwianie i kupowanie zabrało trochę czasu, a jeszcze nie jedliśmy.

Pani Ela wypatrzyła jadłodajnię w której kucharz robił jedzenie "na oczach". Stwierdziła, że tutaj będzie najlepiej, bo się nie potrujemy. I przeżyliśmy. Można z pełnym brzuszkiem wrócić do hotelu i smacznie zasnąć w oczekiwaniu na następy dzień, który ma dostarczyć nowych wrażeń.



1-go maja piątek


Highslide JS Highslide JS Wstajemy, kiedy ciemno i cicho. W recepcji czekamy na busik, który ma nas zabrać. Nudę zabijamy miło sobie rozmawiając o Panu Prezydencie.

Wreszcie, koło 3.40 przyjeżdża busik i wsiadamy do pustego jeszcze pojazdu. Jedziemy ulicami Arequipy i zabieramy czwórkę turystów. Jest nas razem siedmioro.

Jest barbarzyńska godzina, więc zaraz po wyjeździe z miasta (jest ciemno i nic nie widać),zasypiamy. Trudno spać mocno, jadąc po wybojach, więc co i rusz się budzę. Stwierdzam, że zjechaliśmy z asfaltu na typową peruwiańską drogę (szutrówkę).

Jedziemy tak jakiś czas ciągle pnąc się do góry. Znowu asfalt. Tak ze trzy godziny. Robi się jasno i można popodziwiać krajobraz. Tyle, że nie bardzo jest co.

Highslide JS Highslide JS Droga prowadzi przez słabo nawodniony płaskowyż i poza odległymi górami, gdzieś na horyzoncie, niewiele jest do pooglądania. Jednak i tutaj ludzie żyją. Czasami widać na poboczu stojące postacie z tobołkami. Machają ręką, usiłując nas zatrzymać, a kiedy ich mijamy, z powrotem przysiadają czekając na okazję.

Wreszcie dojeżdżamy do punktu kontroli wjazdu do Parku.

W Peru, wszystko godne obejrzenia jest opodatkowane! Sprawdzają dokumenty i zezwolenia. Wjeżdżamy!

Jest koło siódmej. Powietrze rześkie, niebo niebieskie, nastroje dobre! Zapowiada się wspaniały dzień!

Zapowiadał się. Było miło i przyjemnie, dopóki nie dogoniliśmy tych, co wjechali przed nami. Później już nie było tak dobrze. Kurz, słaba widoczność, brak świeżego powietrza (trzeba było pozamykać okna). Highslide JS Highslide JS

Przejeżdżamy przez tunel i zaraz pierwszy postój. Przewodnik pokazuje miejsca pochówku z przed naszej ery. A mnie cholera bierze! Jestem spokojnym człowiekiem (każdy co mnie zna, to potwierdzi), ale wreszcie wybucham!

Jak można było się nie dopytać w jaki sposób będzie wyglądała ta wycieczka!? Miał być mały trekking, a tu przepychamy się między tłumem innych turystów, aby coś ciekawego zobaczyć. Jedno mówi po angielsku, drugie po hiszpańsku, mnie wygonili, abym nie przeszkadzał... Ah! Diabła tam!!! Jak w tej piosence: obywatelu, zrób sobie dobrze sam! Żebym wiedział, że tak będzie, to byśmy wzięli dwudniowy trekking...

No, ale jest, jak jest. Jedziemy dalej.


Przynajmniej widokom nic nie można zarzucić.
Jedziemy drogą "peruwiańską", zbudowaną w połowie wysokości pasma górskiego. Cały czas pniemy się coraz wyżej. Wreszcie dojeżdżamy do tarasu widokowego, skąd mamy sobie pooglądać kondory.
Wyładowują nas, każąc być na miejscu wyładowania za półtorej godziny.
Miejsce do parkowania mają gdzie indziej.
Zostajemy sami. Najpierw, z Panią Elą dopychamy sie do skraju barierki nad przepaścią. Wywalczywszy miejsce, podziwiamy widoki i popisy wielkich ptaszysk - kondorów.

Kanion jest bardzo głęboki, więc mają pole do popisu. W powietrzu pływało ich kilka sztuk. Wielkie ptaszyska, które czasami, chcąc się lepiej pokazać, przelatywały bezpośrednio nad nami...

Padlinożercy, ale majestatyczne! Może dlatego, że wielkie? Półtorej godziny, to dużo czasu. Ptaki są piękne, ale ile można się na nie gapić? Niedaleko widzę dosyć wygodne zejście na półkę, skąd można sobie pooglądać panoramę wąwozu. Zszedłem tam. Highslide JS Highslide JS Mimo, że strażnik, później coś tam krzyczał i tłumaczył po hiszpańsku, to warto było. Piękna dolina, z wijącą się w dole rzeką.

Wreszcie busik przyjeżdża i zabierają nas w dalszą drogę. Dojechaliśmy na następny taras widokowy, z którego mogliśmy obejrzeć, jaką drogę mogliśmy zrobić w dwa dni.

To by była bardzo ciężka droga! Wspaniała droga! No cóż, tak też bywa, że trzeba się obejść smakiem i tylko popatrzeć... Posiedzieliśmy sobie i pogadaliśmy.

Przewodnik narzekał, że dzieci z tych stron są wyśmiewane i uważane za dzikusów. Młodzi uciekają do miast,bo tutaj ciężko...

Zaproponował również, aby zamiast robić objazd, pojechać do gorących źródeł. Wszyscy się zgodzili, że tak będzie dobrze! Cofnęliśmy się parę kilometrów, ale, że inni pojechali już dalej, to mieliśmy dobry przejazd. Highslide JS Highslide JS Nikt nie kurzył. Mogłem podziwiać panoramę doliny, jak i miejscowe zwierzaki pędzone drogą. Szczególnie podobał mi się skołtuniony osiołek, powoli idący pod górę.

Gorące źródła! Tym razem, wyglądają lepiej niż w Aqua Scaliente. Jest kilka basenów, a w każdym inna temperatura wody. Wypróbowaliśmy wszystkie. Małą sensację wzbudziliśmy tylko w basenie z bardzo ciepłą wodą, gdzie siedzieli miejscowi.

Za to późnej, w ostatnim basenie, byliśmy sami. Woda, nie dość, że gorąca, to jeszcze z minerałami. Po jakiejś godzince mieliśmy dosyć. Wykąpani, wymoczeni i namineralizowani wróciliśmy do busika.

Teraz tylko obiad (20 soli) i do domu (to znaczy do Arequipy). Wracamy inną drogą,Highslide JS Highslide JS bo przewodnik chciał nam pokazać piękny widok. Zawiózł nas na taras widokowy, skąd mogliśmy podziwiać widoczne w oddali wulkany. Oczywiście nieczynne. Piękno jest względne. Krajobraz, taki, raczej księżycowy. Wysoko. Ponad 5 tys. m npm. Dobrze, że miałem ze sobą liście koki...

W Arequipie mieliśmy jeszcze tyle energii, że poszliśmy sobie na spacer i na piwo. W takiej kolejności, bo po tym piwie, to już tylko spać...



2-go maja sobota


Highslide JS Highslide JSRaniutko, tak koło ósmej zwlekliśmy się na dół hotelu na śniadanie.

Było z tych podlejszych. Troszkę dżemu, jakiś topielec , sok i coś tam... Ogólnie jedzonko w czasie podróży nie rzucało na nogi. Wszędzie towarzyszył wszędobylski kartofel (ziemniak) i kukurydza. Było bezpłciowe i czasami niesmaczne. Być może jestem przyzwyczajony do innej kuchni... No i prawdę mówiąc nie próbowałem ichniego przysmaku - świnki morskiej. Jakoś tak kiedy widziałem ich hodowle, a później sobie wyobraziłem, że mam to, to jeść...

Ponieważ wieczorem wyjeżdżamy, więc plecaki znieśliśmy do hotelowej przechowalni. Nie było problemów. Schowano w pokoiku przy recepcji, a my w miasto! Na zwiedzanie.

W ulotkach wyczytaliśmy o klasztorze, który wart jest obejrzenia. Niedaleko, więc poszliśmy. Troszkę pobłądziliśmy szukając wejścia, ale jakoś wreszcie dotarliśmy do celu. Highslide JS Highslide JS

Spodziewałem się, że trzeba będzie zapłacić, ale nie 30 soli! Rezygnuję, ostatecznie już się naoglądałem tutejszych kościołów, a ta tematyka, jakoś nigdy mnie nie fascynowała.

Na zwiedzanie poszedł Jacek i Pani Ela. Ja powłóczyłem się po pobliskich uliczkach i sklepikach. Nie żałowałem! Pozostali, zresztą też nie...

Obok klasztoru, w bocznej uliczce znalazłem antykwariat. Zupełnie, jak w Muzeum Złota - totalny misz-masz... Jest wszystko! Starocie i nowsze rzeczy... Maszyny do pisania, szafa grająca,czasopisma, ubrania... Kamienie Inków służące do obróbki kamieniarskiej... Dzbanuszki, siodła, kapelusze, skrzynie podróżne... Pod sufitem zawieszone obrazy, proporce, tu i ówdzie powiązane końskie uzdy, siodła i strzemiona. Wszystko zgromadzone na niewielkiej przestrzeni i w swoim bałaganie - wspaniałe!

Highslide JS Highslide JS Łaziłem po sklepiku z godzinę - tyle było do oglądania. Ponieważ żadne jeszcze nie wyszło ze zwiedzanego klasztoru, poszedłem zwiedzać następny antykwariat. Takie małe muzeum. Ten sklepik, również ma podobny styl i wygląd, Też wszystko naćkane we wszystkie możliwe miejsca... To ma swój urok. Duszę.

Wreszcie się doczekałem na wyjście Pani Eli. Od razu zawlokłem ją do odwiedzonych przeze mnie sklepików i wysłuchałem relacji ze zwiedzania klasztoru.

Jacek po drodze, gdzieś pozostał i w rezultacie Pani Ela skończyła szybciej od niego. Poplątaliśmy się z pół godziny po okolicy i, nie mogąc sie doczekać Jacka, który ugrzązł przy jakimś świętym obrazie, czy ołtarzu, poszliśmy sobie na samodzielne zwiedzanie.

Highslide JS Highslide JS Mamy jednak troszkę inne zainteresowania... Chodząc po uliczkach Arequipy podziwiamy stojące obok siebie domy. Nigdzie nie ma na parterze żadnych okien. Wejścia do sklepów pozabezpieczane kratami, a właściwie stalowymi zasłonami. Widać, że ci co mają nie czują się zbyt pewnie. I niechętnie dzielą się z innymi!!!

Trafiamy do garkuchni, w której siedzi kilka osób. Zamawiamy coś tam i to jemy. Za dwa obiady żądają 12 soli. Cena za jedzonko taka, że zostawiam 5 soli napiwku. Zadowoleni, bo jedzonko, jak na miejscowe, peruwiańskie smaki było dobre, idziemy dalej zwiedzać.

Dogania nas dziewczyna z garkuchni, którą dopiero co opuściliśmy i coś tam tłumaczy. Wracamy. Okazuje się, że zostawiliśmy za dużo pieniędzy - oddają! Coś takiego, to jeszcze mi się w życiu nie zdarzyło!!! Highslide JS Highslide JS Z wielkiej uciechy dołożyłem jeszcze 5 soli i poszliśmy... Miny mieli, takie raczej dziwne. Chyba tam nie byli przyzwyczajeni do napiwków.

Zwracam uwagę, że w Arequipie sklepiki są poukładane tematycznie ulicami. To znaczy, na całej uliczce są jednotematyczne sklepiki. Cała uliczka ze sklepikami ,w których handluje się wyrobami skórzanymi. Cała uliczka ze sklepikami zoologicznymi. Cała uliczka złotników. Cała uliczka optyków. Itd, itp... Całkiem ciekawie, to wygląda i jest nawet wygodne dla mieszkańców. Nie muszą długo szukać!

Zwiedzając miasto przeszliśmy na drugą stronę rzeki i wróciliśmy następnym mostem. Bardzo ciekawy był widok ogródków działkowych (podobnych do naszych), do których dostęp był utrudniony przez druty kolczaste i pod napięciem. Koloryt miejscowy...

Highslide JS Highslide JS Wreszcie, zmęczeni trafiamy do przyzwoicie wyglądającej kawiarenki.

Na kawę! I ciacho! Ku mojemu zdumieniu, kawa była w miarę dobra, no nie taka, jak Grecji, czy w Tunezji, ale dawała się wypić i działała... Ciacho też było bardzo smaczne. Ponieważ robi się późnawo, wracamy do hotelu aby zabrać plecaki.

To była mądra decyzja! Ledwo zdążyliśmy! Dobra kawa i smaczne ciacho stanowiły zapewne szok dla naszych żołądków i jelit! Ale było warto! Tym bardziej, że dalszych reperkusji nie było...

Kiedy zabieramy z hotelu rzeczy, facet z recepcji z dumną miną wręczył mi buty Pani Eli! Miał taką szczęśliwą minę, że wziąłem je i jeszcze dałem 5$ za uprzejmość... Buty Pani Ela zostawiła specjalnie, bo po tym jak się parę razy w nich pośliznęła, to się przekonała, że jednak to prawda, co jej mąż mówi (gdyby jechała samochodem i miała opony z takim protektorem, to każdy policjant zabrałby dowód rejestracyjny). Highslide JS Highslide JS

Jeszcze raz przepakowujemy plecaki, bo jednak, buty trekkingowe trochę miejsca zabierają. I na dworzec!

Taksówka kosztowała jakieś 10 soli, a przy okazji przeszedłem małe szkolenie w rozpoznawaniu fałszywych piątek.

Fałszywa moneta pięciosolowa ma rewersie (orzeł) dużą elipsę, a prawdziwa małą. Nawet tego nie potrafili przyzwoicie zrobić!

Wreszcie na dworcu! Kupa ludzi kręcących się, stojących w kolejkach, biegających, czegoś szukających... Nam szczęśliwie udało się dosyć szybko znaleźć swoje stanowisko i w niedługim czasie siedzieliśmy już na swoich miejscach.

Highslide JS Highslide JSNa piętrze i do tego z przodu! Szyba panoramiczna! Wszystko będzie widać! Podniecony paplę z wielką uciechą do Pani Eli, która sprowadza mnie na ziemię:

-Kochanie. To nocny autobus.

Jest czasami nieprzyzwoicie rzeczowa... Humorek - frrrruuu i odleciał. A kiedy przyszedł jeszcze facet z kamerą i nas sfilmował... Przypomniały mi się wszystkie relacje z peruwiańskich wypadków. Pocieszam się, że przynajmniej nie będzie problemów z rozpoznaniem, jakby co... Najgorsze z tego wszystkiego, to to, że nie ma kogo postraszyć, bo na Panią Elę nie działa, a z pozostałymi się nie dogadam...

Pozostaje iść grzecznie spać i czekać na ranek - już w Paracas...

wróć na początek strony

POPRZEDNIA STRONA

NASTĘPNA STRONA