Święto wyzwolenia.

Thriller anatomiczny.

Świat jest nierealny, z wyjątkiem chwil,
kiedy jest wkurwiający
Frédéric Beigbeder

Robią nas, jak chcą. Ci faceci od filmów. Od horrorów, thrillerów, dramatów wojennych i tak dalej. Tych, w których jest najwięcej
krwi. Wiedzieliście? Ta ich krew. Strumienie, fontanny, morza czerwonej juchy. Zawsze zostaje na ścianach, rozlewa się ciemnymi plamami po podłodze, zostawia purpurowe ślady na białych koszulach. Ale przecież gołym okiem widać, że to nieudolna podróba. Ma kiczowaty kolor. Nie wiem, z czego ją ci, pożal się Boże, spece od efektów specjalnych preparują. Chyba z keczupu krajowej produkcji. I dlaczego wciskają ludziom taki chamski kit. Chcą nam oszczędzić zbyt mocnych wrażeń? A może to rząd wydał jakąś tajną dyrektywę? Nakazał, żeby zawsze było jasne, że to nie dzieje się naprawdę. Bo inaczej doszłoby do rozruchów. I cały porządek publiczny diabli by wzięli. Nie wiem.