napisał: Piotr Wojtkowski...

Bhopal 06.02 sobota


Highslide JS Highslide JS Przed świtem (ok.6.00) wstajemy. Ścielimy prycze i składamy je. Już siedząc oglądamy krajobraz. Różni się od poprzednich widoków, tym , że częściej pokazują się palmy. Kiedy przejeżdżamy koło jakiejś wsi, albo miasteczka widać wzdłuż torów kucających ludzi "użyźniających glebę". Każdy z metalowym kubeczkiem, w którym zapewne jest woda...

Wreszcie dojeżdżamy. Bhopal.

Bożena z Agnieszką zostają przy stacji pilnując plecaków, a my, to znaczy Pani Ela, Maciek i ja, idziemy szukać hostelu.

Przy samej stacji jest pełno hotelików, ale ceny zabójcze. Highslide JS Highslide JS Obejrzeliśmy jeden - chciał 350 rupii za osobo/noc. Pokój w takim stanie, że ten w Agrze, to był luksus!

Oblecieliśmy całą uliczkę, ale niczego normalnego (według nas), nie znaleźliśmy.

Wracam na stację, bo latanie w trójkę nie ma sensu. Pani Ela z Maćkiem jadą do centrum miasta szukać dalej...

Mamy troszkę czasu, więc wychodzę przed dworzec i zapalam papierosa. Wchłaniam Indie. Długo nie powchłaniałem, bo w kontemplacji przeszkodził mi jakiś stary, zarośnięty, brodaty i siwowłosy dziad w białoszarym chałacie. Highslide JS Highslide JS

Półgłosem coś tam mówił, z czego zrozumiałem tylko "Bin-Laden". Taka niechęć i nienawiść była w jego oczach, że bez trudu zrozumiałem, co mi obiecuje. Ponieważ mówił po swojemu, ja mu odpowiedziałem po polsku. Dobrze, że nie zrozumiał, bo byłby konflikt międzynarodowy...

Po niecałej godzinie zjawia się Pani Ela, która przyjechała tuk-tukiem, z wiadomością, że mamy wszystko załatwione. Hotel Banjara. Cena przystępna 1000 rupii za trzy osoby. Czysto (na miarę Indii) i trzy łóżka, a nie wyra. Każde będzie spało w swoim. Jest nawet mały balkonik...Highslide JS Highslide JS

Po 11, jesteśmy już zakwaterowani, a ponieważ na miejscu jest jadłodajnia, to od razu jemy śniadanio-obiad.

Po obiedzie - zwiedzanie!

Wielki Meczet - jednak mniejszy niż w Sousse (Tunezja), ładny z zewnątrz, w środku niezbyt ciekawy...

Perłowy Meczet - marmurowe, białe kopuły pięknie błyszczące w słońcu...

Jedziemy do muzeum im Indiri Ghandi. Jest co pooglądać, ale ciągłe krzyki zachwytu Maćków psują mi całą radość. Jestem ich towarzystwem tak zmęczony, że zgubiłem okulary. Highslide JS Highslide JS Wszyscy szukali! Po jakiś 5 minutach znalazłem je na nosie (zupełnie, jak Pan Hilary).

Bhopal leży nad zalewem, który został zrobiony ponad 1000 lat temu (tysiąc) przez króla Bhodźa . Jest to spory obszar wodny coś porównywalnego z naszym Zalewem Zegrzyńskim. Przy brzegu wypożyczalnie sprzętu pływającego, kawiarenki, bulwar, z którego korzysta sporo ludzi spacerujących w cieniu drzew...

Zupełnie inaczej niż do tej pory. Zieleniej, cieplej, ludzie nie tak nachalni... Turystów mało. Miejscowi, to w większości muzułmanie, hinduistów niewielu, poznaję ich po namalowanych kropkach na czołach. Highslide JS Highslide JS Brak krów i zabiedzonych psów. Posadzone bugenwalie, które ubarwiają ulice są teraz (po porze deszczowej) w pełni rozkwitu. No i cieplej niż na północy. Jakieś 25-30 stopni. W cieniu.

Po zalewie pływają łódki. Można wynająć łódkę z przewoźnikiem lub bez. Cała czwórka płynie z wioślarzem pooglądać miasto z wody. Ja zostaję. Jestem zmęczony towarzystwem i potrzebuję spokoju...

Poszwendałem się troszkę po brzegu oglądając kawiarenki przy bulwarze. W jednej przysiadłem i czekając na powrót reszty popijałem zimną coca-colę...

Highslide JS Highslide JS Kiedy wrócili zwalniam z Panią Elą naszego "tuk-tuka" i decydujemy się zostać jeszcze nad wodą.

Teraz płyniemy we dwoje. Wynajętą łódeczką z napędem, jak rower wodny. Jest pięknie! Cisza, spokój. Świergot ptaków, błękit nieba, zielonawo-niebieskawa woda. Lekki wiaterek chłodzący nas na wodzie. Jest bosko... Jak mało potrzeba do szczęścia człowiekowi...

Później idziemy do kawiarenki na wzgórzu i pijemy mrożoną kawę. Kwintesencja szczęścia... Delektujemy się, sącząc wolno, prze z słomkę, aby na dłużej starczyło. Słodkawo-gorzkawo-kawowy napój mrozi przyjemnie przełyk... I ten widok z tarasu... Highslide JS Highslide JS

Wszystko co dobre (ale i złe - tyle że dłużej trzeba czekać) się kończy. Skończyła się kawa w pucharkach, trzeba zapłacić (a było tak przyjemnie) i jedziemy na stację.

To znaczy - chcemy jechać. Tyle, że nie ma wolnych pojazdów. Każdy, kto tutaj przyjeżdża, to zatrzymuje tuk-tuka, który kornie czeka na wynajmującego. Po dłuższym poszukiwaniu, znajdujemy wreszcie chętnego, który robi sobie przerwę w czekaniu. I jedziemy.

Kierowca, typowy ortodoks muzułmański (przynajmniej ja sobie tak ich wyobrażam, a i niedużo odstawał wyglądem od bojowników talibskich, których oglądałem na szklanym ekranie). Highslide JS Highslide JS Brodaty, w długim chałacie, czy jak to-to się zwie. Dowiózł nas w każdym bądź razie na stację, chociaż po drodze, tak ze cztery, pięć razy myślałem, że chce się dostać do ichniego raju, zabijając siebie i niewiernych - Panią Elę i mnie. Jechaliśmy tak, jak jeszcze nigdy nam się nie trafiło. Facet miał refleks i wyczucie. Trąbił cały czas, brał ostre zakręty, zajeżdżał drogę, wciskał się w szczeliny między innymi pojazdami, które zupełnie niepotrzebnie akurat znalazły się na jego drodze i pokrzykiwał na innych kierowców.

Za kurs chciał 80 rupii. Pani Ela, z wdzięczności, że cała i zdrowa dojechała na miejsce dała mu 100 i zrobiła zdjęcie. Highslide JS Highslide JS Wszyscy zadowoleni.

Na stacji szukamy chętnego, który za stosunkowo niewielkie pieniądze zawiezie nas do Bimbhetki. Chcą po dwa trzy tysiące. Przy okazji podziwiam dwie kózki wygrzewające się na masce samochodu... Wreszcie znajdujemy jednego chętnego, który decyduje się na 1100 rupii.

Do Bhimbetki trzeba jechać z Bhopal jakieś półtorej godziny. Tak więc cena w miarę dobra.

Kierowca ma starego Ambasadora (taka marka samochodu), w który mamy się zmieścić całą piątką. Facet średnio nam ufał, bo dowiózł nas do hotelu i tam pogadał z recepcjonistą. Highslide JS Highslide JS Uspokojony, że jednak tam mieszkamy, obiecał zjawić się jutro z samego rana...

My przy okazji dowiedzieliśmy się, że mieszkamy bardzo blisko stacji, a ta długa droga, którą jechaliśmy rano, to było coś takiego, jak u nas taryfiarze czasami robią. Z Dworca Centralnego na Wolę przez Grochów...

Jeszcze tylko kupujemy bilety do Jhansi na pojutrze (230+50 obsługa) i mamy wolne! Po dniu pełnym wrażeń, na wygodnych łóżkach zasypia się wspaniale!


Bhopal - Bhimbetka 07.02 niedziela


Highslide JS Highslide JS Noc upojna - upłynęła na ciągłym budzeniu się, bo na niedalekiej stacji pociągi wyły. Mają tutaj jakąś dziwną manię używania sygnałów dźwiękowych. Jak się jeszcze doda odgłosy dobiegające z ulicy... Zrobiłem wreszcie, tak jak ta Amerykanka z Malezjii w autokarze z Kajuraho. Włożyłem po pół chusteczki do każdego ucha i jakoś dotrwałem do rana.

O siódmej zamówiliśmy śniadanie. Kanapki. Po czterdziestu minutach czekania - zrezygnowaliśmy. Kierowca już czekał. Wołamy Macków i do samochodu. Jeszcze w ostatniej chwili wciśnięto nam zapakowane w torebki kanapki - suchy prowiant. Koło 9.30 byliśmy przy skałkach...

Highslide JS Highslide JS Bardzo chciałem tutaj przyjechać. Zawsze interesowała mnie Starożytność, a to nawet nie Starożytność, tylko pre... A nawet pre, pre, pre...

Malunki naskalne. Najwcześniejsze sprzed 15 tysięcy lat. Można połazić, pooglądać...

Przed wejściem na teren zwiedzania, poprosiłem Panią Elę, aby dała mi możliwość w ciszy popodziwiać.

-My też się mamy nie odzywać? - Maciek chyba szuka zaczepki.

-Mało mnie interesuje, co będziecie robić. Poczekam, aż przestanę Was słyszeć i dopiero pójdę.- nie dałem się sprowokować. Highslide JS Highslide JS A szkoda.

Puściłem wszystkich przodem i sam kontemplowałem. Czasami przeszkadzały mi małpy skaczące po drzewach, bądź wspinające się po skałkach. Dodawało to jednak swoistego kolorytu i pomagało wyobraźni.

Przez jakiś czas chodziłem z Panią Elą, która okazała się bardzo pomocna w odnajdywaniu malunków naskalnych, jak i wypróbowywaniu małych jaskinek używanych przez naszych przodków za punkty obserwacyjne. Niestety, gabarytowo Pani Ela nie pasuje do wgłębień w skałach. Jednak do paru się jakoś wcisnęła, na moją prośbę.

Było warto! Nie dość, że skały cudnie położone, to wspaniały widok na płaskowyż rozciągający się u stóp skałek... Highslide JS Highslide JS

Łazimy i zwiedzamy zarówno skałki, jak i okolicę do południa. Na parking zaczęły się zjeżdżać samochody osobowe i autokary. Wszystko z miejscowymi. Zero zagranicznych turystów. Stanowimy swoistą, dodatkową atrakcję.

Wracamy do Bhopal.

Wieczorkiem, po pełnym wrażeń dniu idę z Panią Elą na spacerek po ulicach miasta. Jest inne niż miasta północy. Może i dlatego, że tutaj większość, to muzułmanie. Jednak nie napotykamy niechęci. Raczej zaciekawienie i życzliwość. W jednej z uliczek jesteśmy świadkami pyskówki między starszą kobietą, a hidżra. Jednak nie ma zawziętości, raczej drobne złośliwostki. Wszystko kończy się śmiechem. Co to znaczy, jednak, różnorodność kultur i wyznań w jednym kraju. Ludzie są bardziej tolerancyjni. Chociaż, również dochodzi do zamieszek wyznaniowych, bo jak wszędzie, znajdą się tacy co uznają tylko swoją rację za słuszną, Highslide JS Highslide JS a tych co myślą i czują inaczej, za wrogów i zawsze znajdą się tacy, którzy dadzą się podpuścić...

Kiedy wracaliśmy, to troszkę pobłądziliśmy. Ciemnymi ulicami błądziliśmy z pól godziny zanim trafiliśmy na "naszą" uliczkę. Po drodze dopadło nas z sześcioro dzieci, a właściwie małych dzikusów. Kiedy zobaczyły, że biali idą, to najpierw zaczęły powtarzać "many, many, many", jak nic nie dostały, zrobiły się agresywne. Pani Ela została kopnięta w nogę. Uciekły wypłoszone przez jakiegoś miejscowego, który na nie nakrzyczał.

wróć na początek strony


POPRZEDNIA STRONA

NASTĘPNA STRONA